Show must go on !
Vintage Guitar Show Veenendaal (VGSV) to największy w Europie pokaz starych i klasycznych modeli gitar, ale również prezentacje stoisk firm lutniczych, producentów przetworników, wzmacniaczy, oraz firm handlowych oferujących wspomniany sprzęt i gadżety . Naprawdę jest to wyjątkowe show , które ma dwie edycje w roku : jesienią i wiosną w holenderskim Veenendaal, w pobliżu Utrechtu). Walter Nievers, znany lokalny gitarzysta, zorganizował pierwsze „INTERNATIONAL SHOW GUITAR” prawie 25 lat temu w teatrze „Lampegiet” w Veenendaal. Przez lata zamienił to spotkanie w rozpoznawalne wydarzenie, na które czeka wiele osób.
Po kilku edycjach VGSV Walter w końcu wycofał się z organizowania imprez. Obecnie Miriam - jego najstarsza córka pracuje w sztabie organizacyjnym imprezy, przy wsparciu rodziny i doświadczonego teamu wolontariuszy świetnie sobie radzą z każdym problemem.
W zeszłą sobotę na wystawie w gmachu De Basiliek można było podziwiać prawie 100
wystawców i ponad 1200 gitar . Atmosfera spotkania jest świetna,niepowtarzalna, bo
ludzie odwiedzają VGSV zarówno dla przyjemności i biznesu. Wystawcy i goście zjeżdżają
z całej Europy, a nawet z USA, by móc się spotkać, poznać nowych przyjaciół i rozmawiać o gitarach, muzyce przez cały dzień.
Majestatu dostojności modelowi archtop nie brak |
Czyż ten grill i logo nie są powrotem do ciepłej, lampowej przeszłości? |
Jessie Hoff kryje się za stworzeniem efektu i wzmacniacza gitarowego Lazy |
Lazy to dopiero dwa modele, ale godne uwagi |
Gitara musi być kobietą, bo kształty są u niej ważne... |
Prostota i przejrzystość |
Taki głośnik w swoim Mesa Boogie ma Carlos Santana |
Coś jednak z puszki po oleju da się zrobić |
Nie ma jak analogowy, wychylny wskaźnik |
Autoportet w sosie vintage |
Tutaj na parterze swoje instrumenty wystawiają prywatne osoby |
Widok z piętra na zaplecze gastronomiczne, gdzie mieściła się również mała scena |
John - F Klaver na małej scenie. |
Gitarowy Raj, czy Ziemia Obiecana ?
Ładnych parę lat temu, buszując w necie w poszukiwaniu wajchy Bigsby do telecastera znalazłem fotkę i po wejściu na stronę odkryłem nieznany ląd, gdzie brylują ciekawe kompilacje i nietypowe zestawienia, a zarazem ciekawe, wręcz inspirujące pomysły krążą wokół sześciu, albo czterech strun. Ten ląd, to oczywiście była kraina Veenendaal.
Od początku zdawało mi się, że tylko raz w roku jest to mekka gitarowych maniaków.Dopiero później zorientowałem się, że ten mityng nie jest jednorazowym wybrykiem. Zrodziło się marzenie, by zobaczyć Veenendaal przy najbliższej okazji. Parę razy byłem zdecydowany na eskapadę, lecz totalny brak czasu nie pozwalał mi jej zrealizować. Okoliczności zaczęły być ostatnio bardziej sprzyjające, więc mój zapał w ostatnich tygodniach, był bardzo mocno zdeterminowany. Zacząłem planować trasę do Monachium, skąd do Utrechtu jest bezpośrednie połączenie autokarowe. Na stronie VGSV znalazłem informację, że stacja Veenendaal De Klomp jest docelową, a później 10 minut spacerkiem do hali de Basiliek. Wystartowałem z Kisslegg (stąd do Alp niedaleko) o 16:30, by o wpół do dziewiątej następnego ranka wysiąść z pociągu i rozprostować kości po długiej podróży. Z pomocą map wujka Gugla byłem tu, gdzie trwały przygotowania do otwarcia wrót gitarowego Raju. Ogarnąłem się na pobliskiej ławce w zestawie ze stołem.
Skierowałem się chwilę później do recepcji, gdzie Mirjam na liście odnalazła mnie jako przybysza z nieznanych stron (to wszystko przez wsparcie redakcji Top Guitar - Maćku Warda dzięki za wstawiennictwo). Obdarowała mnie żółtą opaską i zaprosiła do zwiedzania wielkich przestrzeni. Obiecana ziemia czekała na zachwyt, zdumienie, oczarowanie, westchnienia, błysk w oku. Dostała znacznie więcej, bo tubylcy przyjaźnie nastawieni sami zapraszali do nawiązania kontaktu. Z nieskrywanym entuzjazmem snuli krótkie opowieści o rzeczach, jakie wystawili, by zainteresować swoim stoiskiem. Nieważne, czy były to wiekowe gitary, wzmacniacze, kostki gitarowe, piórka,paski, straplocki, czy gitara-nóż do pizzy, albo podstawka do książek. Chcąc obfotografować bazar vintage`owych rozmaitości ciężko było mi złapać równowagę pomiędzy wyszukiwaniem świetnych detali, prowadzeniem rozmów i realizacją dokumentalnego video - zwłaszcza, że zdałem się na budowlany telefon komórkowy Hammera, który bezlitośnie traktował gwałtowne zmiany otoczenia (z góry wybaczcie jakość obrazu, dźwięku i chaotyczne ujęcia).
W gmachu de Basiliek nigdy nie było wiadomo do końca z kim wchodzisz w relację,albo,czego gość dokonał w życiu. Parę dni później odkryłem ze zdumieniem, że Evert Wilbrink (holenderskie korzenie), na co dzień mieszkający w Nashville, w stolicy muzyki country, a na VGSV reprezentujący Teye Guitars to człowiek związany z show-biznesem od lat sześćdziesiątych. Jim Morrison, Bob Marley, Bob Dylan, Blondie,Van Morrison, Fleetwood Mac to dobrzy znajomi tego gościa, a zarazem autora "Rock`n`roll Kamikaze". Swoją drogą solidne gitary Teye mają spore możliwości wariacji przetworników i przeróżnych brzmień.
Z kolei firma Bluebird udowadnia, że zwykłe rzeczy, jak paski do gitary można zrobić w stylizacji lat sześćdziesiątych i epoki hippisów. Takie cacko nie jest tanie, ale mnie bardziej zaintrygowały produkcje budżetowe, które mają fajny pomysł- jak choćby Bluebird Strap Blox, czy Dr. No Effects-Strap Lox. Ciekawe produkcje lutnicze rodem z Turcji pokazała firma Knc picks - staż niewielki w branży, ale może kiedyś będą równie popularni jak choćby ręcznej roboty talerze perkusyjne z ich kraju... Kto to wie ?
Tak samo w stan zafrapowania wprowadził mnie producent gitar i podzieliłem się z Derkiem Lieversem wątpliwościami, czy DeJaWu czyta się tak, jak jest napisane, czy jako Déjà Vu ?
Jednak nie po francusku :)
W Guitar Markecie jedynie gitara London City wzbudziła serdeczną ciekawość, ale właściciel był nieobecny. Złapałem krótki oddech i szybki posiłek w barku, by wzmocnić się przed wyprawą na kolejne levele gitarowego wtajemniczenia. Na piętrze świetnie prezentowało się stoisko holenderskiego lutnika Daniela van Veena. Prezentacja video lutniczej pracy przykuwała uwagę. Równie ciekawe są instrumenty Unquendor , gdzie są dedykowane pickupy firmy Apollo, a gitary mają firmowo wycięcie w korpusie tak wyprofilowane, że można ją spokojnie postawić w pionie. Jego prezentację skutecznie zakłócało momentami dwóch gitarzystów. Sądzę, że to skutek uboczny braku wieczornego koncertu w programie imprezy. Nawet kilkugodzinny Jam byłby awaryjnym wentylem, by upuścić to przekorne parcie na szkło tych niedocenionych gitarzystów "solowych", bo trudno ich nazwać wirtuozami... Zbyt mało na imprezie jest gitarzystów i grania live, czyli jak to tłumaczył słynny profesor z filmu Stanisława Barei "Poszukiwany, poszukiwana",że za mało jest cukru w cukrze - tu właśnie było bardzo podobnie.
W poszukiwaniu polskich korzeni rozpytywałem się o pochodzenie nazwiska Zaleska - specjalizują się w paskach do gitar. Droższe modele mają wykonane ze skóry i materiału uzyskanego z liści konopii indyjskiej. A tak w ogóle Zaleska to postać fikcyjna z przedwojennego filmu Córka Draculi - przecież to typowo rumuńskie nazwisko ;)
Świetnie i optymistyczne nastroje spotkałem na stoisku portalu aukcyjnego Catawiki , który jest bardzo popularny w Europie Zachodniej i nie koncentruje się wyłącznie na instrumentach - sięga również po kolekcjonerskie egzemplarze, płyty winylowe, aż po sprzęt hi-fi.
Na topie imprezy (drugie piętro) jako fan lampowych brzmień poprosiłem o sound wzmaka Brunetti, bo nie miałem okazji słyszeć go na żywo. To było ostatnie życzenie po tak wyczerpującej wspinaczce po de Basiliek. Teraz należało się wzmocnić się gorącym latte, by dotrwać do werdyktu jury, gdzie nagrodzono Andersa Andersona za "Najbardziej autentyczną gitarę vintage" - żółta SG Les Paul Tv z `61 roku.
Nagrodę "Most Bizzare" otrzymała gitara wystawiona przez Gerarda Schellekensa |
Vintage jest fajny
Pewnych słów używamy bezwiednie i nawet nie zastanawiamy się
jakie mają pochodzenie, albo co dokładnie oznaczają. Najprostszym skojarzeniem Vintage w przypadku gitar są eksponaty z epoki lat 60-80 zeszłego wieku, albo “postarzane” i wzorowane na te dekady.Prawie jest to prawda, bo faktycznie jeżeli gitara ma co najmniej 20 lat to już jest wintydżowa. Wszelkie obicia, otarcia,zarysowania, czy nadgryzienia zębem czasu to poniekąd “szlachetność indywidualności” jej użytkownika. Gitarzysta może szokować zestawieniem detali, doborem materiału, mieszanką stylistyk, awangardową koncepcją, sięganiem po przeciwności, bo ostatecznie wygląd gitary to wrota, zwierciadło jego duszy, mrocznych zakamarków i przebłysków intelektu.
Po co to robić? Chociażby, po to, by nie zginąć w tłumie
prawie identycznych, seryjnych stratów, tele, SG, V flyingów,
Jazz Bassów, archtopów, czy popularnych Les Pauli.
Czy nigdy Cię nie intrygowało, by pokazać, że nie jesteś
identyczny jak reszta ludzkości i masz własne poglądy, gusty
i potrafisz je wyeksponować?
Czy zmiana wajchy, przetworników, paska, albo innych gadżetów
to gitarowe alter ego jakiego szukasz?
Na te pytania musisz sobie odpowiedzieć sam, a najlepiej pomysły
wcielać w życie, by zobaczyć jaki jest ich efekt.
Galeria gitarowych rozmaitości z VGSV może podsunąć Ci pewne
spostrzeżenia i sugestie, jak można to osiągnąć.
W końcu vintage to słowo-klucz, które znajduje uniwersalne
zastosowanie w architekturze, modzie, sztuce użytkowej, czyli
tam, gdzie liczy się kreatywność.
W końcu vintage to słowo-klucz, które znajduje uniwersalne
zastosowanie w architekturze, modzie, sztuce użytkowej, czyli
tam, gdzie liczy się kreatywność.
Ps. Kolejne edycje Vintage Show w 2020 to 14 marca i 19 września.
Mam nadzieję, że w końcu pojawią się tutaj Polacy jako wystawcy,albo
kupcy,lub kolekcjonerzy. Wszakże zaplecze w postaci gitar, lutników, producentów
przetworników i gadżetów, oraz firm handlujących używanym sprzętem
jest w kraju spore. Muzycy też powinni zastanowić się, czy można
tam zaistnieć, albo wymienić mało atrakcyjną gitarę na bardziej "odjechaną".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz